Trading można porównać do walki bokserskiej o mistrzostwo federacji. Nie musimy znokautować przeciwnika żeby z nim wygrać. Wystarczy, że będziemy kontrolować walkę do samego końca, chowając głowę za gardą i  starając wyprowadzić się mniej ciosów, ale celniejszych. Zbierać punkty do końca walki. Efektywnie, a nie efektownie wygrać tytuł.

Trzymając się analogii boksu, chciałbym w prosty sposób opisać Ci kilka z powszechniejszych błędów popełnianych przez nowicjuszy tradingu. Ciekawe czy zgadniesz co mam dokładnie na myśli?

Przenieśmy się na halę sportową.

Wokół Ciebie pełno skąpo ubranych dam, ludzie skandujący i domagający się pięknego widowiska. Wchodzisz na ring, Twoim przeciwnikiem jest mistrz świata – rynek, bardzo doświadczony zawodnik. Ty masz jeszcze „gorącą głowę”, ale myślisz, że wola walki nadrobi braki, przecież dostałeś szansę. Chciałbyś wygrać pojedynek jak najszybciej, dlatego Twoja strategia w pierwszych rundach ogranicza się do ciągłych ataków. Wyprowadzasz wiele ciosów, ale bardzo często kończą na gardzie przeciwnika. Zaaferowany rozbiciem jego defensywy zapominasz o zabezpieczeniu swojej głowy. Twój przeciwnik to widzi i co raz kontruje, czego efektem jest Twój rozbity łuk brwiowy i lejąca się krew. Nie odpuszczasz, jesteś wściekły. Widzisz, że jesteś szybszy i silniejszy, myślisz, że wystarczy mocniejszy atak, jeszcze więcej ciosów i wygrasz tę walkę. Wychodzisz na kolejną rundę. Twoja taktyka się zrealizowała, zalałeś przeciwnika gradem uderzeń, z pewnością zakręciło mu się w głowie. W Twoim umyśle pojawia się kolejna myśl, potwierdzająca Twoją taktykę – przecież w tej rundzie udało mi się. To nic, że znowu oberwałem w nos, ale to ja byłem lepszy. Naładowany wychodzisz do kolejnej rundy. Już czujesz się zwycięzcą. Ruszasz na przeciwnika, ze zmęczenia opuszczasz gardę, chcesz pierwszy wyprowadzić cios. Nagle odczuwasz tylko na twarzy chłód maty ringu. Z oddali dobiega głos sędziego, liczącego do dziesięciu. Nie jesteś w stanie się już podnieść. Zastanawiasz się co poszło nie tak. Rynek wznosi ręce do góry, kolejny raz obronił tytuł. Trochę się spocił, ale bez większych ran, po prostu zrealizował swój plan, tak jak zawsze.

Już wiesz co mam na myśli ? Po pierwsze, brak odpowiedniego przygotowania, nieodpowiednie zarządzanie ryzykiem, chęć odegrania się za wszelką cenę, wysnuwanie wniosków w oparciu o krótki horyzont czasowy, kończąc na myśleniu, że za sukces odpowiada liczba uderzeń, a nie ich celność czy jakość.

W języku traderskim, często mówi się, żeby nie bić się z rynkiem, gdyż to prowadzi do najczarniejszych scenariuszy. Niestety bardzo szybko i łatwo wpadamy w tę pułapkę. Działając pod wpływem emocji, podejmujemy pochopne decyzje. Nie przyjmujemy faktu, że pozycja stratna to też dobra pozycja jeśli jest rozegrana zgodnie z planem. Pojedyncze transakcje traktujemy jak sprawę życia lub śmierci.

Jeszcze raz (na pewno nie ostatni) wracam do zdania – trading to gra losowa. Wygranie jednej rundy niekoniecznie przyczyni się do wygrania całej walki, a jeśli nawet znokautujesz przeciwnika nie będziesz miał gwarancji, że w kolejnej walce również uda Ci się to osiągnąć. Myśląc w ten sposób budujemy w sobie przekonanie, że walka typu cios za cios przyniesie efekty.

W tradingu to wygląda tak, że po stratnej transakcji, próbujemy na siłę odrobić poniesione straty, często nie trzymając się wcześniejszego planu. Po prostu patrzymy tylko na wynik i w szale staramy się wyjść na plus. Odsłaniając wszystkie swoje słabe strony, podkładamy się rynkowi. To od niego zależy czy pozwoli naszemu depozytowi się „wykrwawić” czy znokautuje nas od razu.

Praktycznie każdy początkujący Inwestor (Ci z dłuższym stażem w większości również) rozpoczynając swoją przygodę z giełdami zakłada, że kluczem do sukcesu jest skuteczność transakcji. Najlepiej 100%, po jakimś czasie dochodzi do wniosku, że powyżej 50% też będzie dobrze. Dążąc do jak najmniejszej liczby stratnych pozycji, zapominają o ryzyku, które pogłębia ich straty.

Otóż kluczem nie jest ilość zadanych ciosów – nawet potencjalnie celnych, ale ich efekt. Czy 100 uderzeń w gardę jest równoznaczne z jednym uderzeniem nokautującym? Czy 100 transakcji z małym zyskiem i dużym ryzykiem jest lepsze niż nieszkodliwe obrywanie w gardę i czekanie na jeden cios, który pozwali rozbić przeciwnika ? Rozumiesz o co mi chodzi? Moja strategia ma ponad 30% skuteczności. Tracę często, ale mało. Za to jak zarabiam to na tyle dużo, żeby pokryć straty i jeszcze wyjść na plus. Dzięki temu jestem odporny na wszelkie zawirowania na rynku (w boksie można to przyrównać do przeciwniku o różnych predyspozycjach, trzymanie gardy zawsze przyniesie efekt, niezależnie z kim się walczy). W ten sposób ucz się nie tracić, a dopiero potem myśl o zarabianiu. Ucząc się jakichkolwiek sztuk walki, zawsze naukę rozpoczynamy od obrony, od uników, dopiero po czasie przechodzimy do ciosów powalających przeciwnika.

Trading nie jest dziedziną oderwaną od rzeczywistości. Tutaj rządzą te same prawa, próbując iść drogą na skróty oszukujemy tylko siebie. Mimo, że potocznie mówi się, że gramy na Forexie, w rzeczywistości to jest bardzo poważna i odpowiedzialna praca,  gdzie musimy mieć przygotowaną strategię działania i konsekwentnie się jej trzymać, inaczej nie osiągniemy sukcesu na Forexie.